środa, 23 stycznia 2013









                                                                Rozdział 8


        Byliśmy już przy wyjściu gdy nagle zauważyliśmy, że nigdzie nie ma Davida.
- Pewnie, został z Frankiem, pobiegnę po niego zaczekaj. Ale nigdzie się nie ruszaj - powiedział Jack i od razu pobiegł.. Ja jednak zlekceważyłam jego rozkaz i ruszyłam w tą samą stronę.  Schowałam się za dużym pudłem i z ukrycia obserwowałam całą sytuację. W każdej chwili byłam gotowa, żeby wbiec i pomóc chłopakom. Widziałam jak Frank z kolegą wymierzają ciosy w Davida i Jacka. Moje serce o mało co nie pękło, jak widziałam jaki to ból im sprawia.. Jednak coś mnie powstrzymywało, aby zostać.. W pewnym momencie miałam wrażenie, że gips Jacka zaraz pęknie na milion kawałków.. Zeskoczyłam ze schodów i zaczęłam mocno kopać wspólnika Franka. Po chwili leżał skulony na podłodze. Postanowiłam pomóc Jackowi w pokonaniu naszego wroga z "Czarnych Smoków", ponieważ David już nie miał zupełnie sił. Jack podniósł mnie i obrócił, a ja w tym momencie wymierzyłam cios w stronę Franka. On zaś był tak zaskoczony naszym wyczynem, że nie zdołał go uniknąć. Od razu upadł. Podnieśliśmy Davida i szybko we trójkę wybiegliśmy z fabryki. Chłopak odwiózł nas do mojego domu. Już wyciągałam klucze, gdy nagle Jack złapał mnie w talii:
- Ej, Kim.. - powiedział z wielkim smutkiem.
- Co jest? Coś Cię boli? - pogłaskałam go czule po włosach.
W moich słowach było tyle czułości i miłości, co sprawiło, że miał łzy w oczach. Od razu bardzo się przeraziłam.
- Nie możemy, być razem.. Sama widzisz co by się stało przez Franka, a to tylko dlatego, że się dowiedział o Nas. Skąd wiesz, że nie zdarzy się podobna sytuacja? Nie to, że się boję o siebie, ale o Ciebie. Wiem co Ci zrobił ten kolega Franka, David mi powiedział. - w tym momencie po jego policzku spłynęła łza. Mocno się do mnie przytulił i wyszeptał - Przepraszam, kocham Cię. Pocałował mnie lekko w czoło i poszedł kuląc na jedną nogę. Nie mogłam patrzeć na ten widok. Podbiegłam do niego i mocno wbiłam się w jego usta. Chłopak tylko się uśmiechnął i odwzajemnił pocałunek z podwójną siłą. I dopowiedział - Idź już, bo się przeziębisz.. Był coraz dalej ode mnie.. Przez  moje ciało przeszedł nieprzyjemny chłód. Ogarnęła mnie całkowita pustka. Łzy leciały mi bezgranicznie. Nagle usłyszałam, że ktoś się do mnie zbliża. Odwróciłam się i ujrzałam Miltona.
- Ooo Kim! - podbiegł do mnie i przytulił. - Co się stało? Wiedziałam, że Milton jest świetnym przyjacielem, ale nie chciałam opowiadać mu o tej całej sytuacji wstydziłam się.. Zawsze byłam grzeczna, nigdy nie opuściłam żadnego dnia w szkole.. Moi rodzice dbali o mnie.. Teraz i ich również mi brakowało..
- A Milton - powiedziałam ocierając łzy. - Szkoda gadać.. po prostu tęsknię za rodzicami.. Ale proszę Cię nie mów nikomu, bo mnie pewnie wyśmieją w szkole.. 
Chłopiec zaczął się śmiać. - Jasne Kim, wiesz przeraziłem się, bo w szkole Cię dzisiaj nie było i przyniosłem Ci lekcje. Zaprosiłam go do mojego domu, razem odrobiliśmy lekcje przy truskawkowej herbacie. Koło 18:00 musiał wyjść, bo był umówiony z Julią. Miałam zamiar zadzwonić do mojego taty.
- Hej Kim! Kochanie kupiliśmy Ci z mamą tyle ubrań, że znowu będziemy musieli Ci kupić nową szafę. - zaczął się śmiać. - Co u Ciebie?
- Jakoś leci, ale dzisiaj nie byłam w szkole. Jack miał wypadek i musi jeździć na wózku i musiałam się nim zająć. - w tym momencie moje źrenice się powiększyły i spojrzałam w stronę wózka.
- Oj, przekaż mu moje wyrazy współczucia, a jutro idziesz do szkoły?
- Tak, tak. Milton przyniósł mi lekcje. Przepraszam tato, ale muszę kończyć. Pa trzymajcie się.

- No na razie! Kim pamiętaj kochamy Cię.
Założyłam kurtkę i razem w wózkiem ruszyłam w stronę domu Jacka. Zauważyłam, że siedzi na werandzie i patrzy się w niebo.
Tym czasem u Jacka:
Ach, jakie piękne niebo.. Ciekawe, co robi Kim.. Tak strasznie chciałbym ją teraz zobaczyć..  Nagle usłyszałem skrzypienie kół zupełnie jak w moim wózku. Zobaczyłem piękną blondynkę pchającą właśnie mój wózek.
- Kim! - zerwałem się. - Co ty tu robisz, zobacz jak już ciemno i w ogóle. Musisz na siebie uważać. - powiedziałem bez żadnych emocji, starając się aby Kim nie widziała jak wiele mnie to wszystko kosztowało.
Tym czasem u Kim:
- Nie musisz się o mnie martwić Jack. Nawet jak mi się coś stanie.. To nic poradzę sobie. - lekko uśmiechnęłam się, ale oczy miałam szkliste. - Przyniosłam Ci wózek, będzie Ci łatwiej.

- Dzięki. 
- A są twoi rodzice?
- Moja mama jest pielęgniarką i ma nocną zmianę, a ojciec jest marynarzem i prawie w ogóle nie ma go w domu. A kiedy twoi wracają?
- Nie wiem.. za jakiś czas.
- Nie boisz się sama siedzieć? 
- hm.. masz rację może zadzwonię do kogoś, albo sama dam radę jakoś zasnąć. Dzięki za troskę - powiedziałam z ironią. - Zostawiam Ci tu wózek, dobra to ja idę cześć! - odwróciłam się i szłam przed siebie. Wciąż miałam tą głupią nadzieję, że Jack mnie złapie od tyłu i pocałuje.



Dzisiaj wieczorem dodam jeszcze jeden. Nie martwcie się Jack i Kim będą jeszcze razem. Miłego dnia (:

1 komentarz:

  1. Wow..Wow..Wow..Wow..Wow..Wo...Wow...Wow...Wow..;*
    Cudowny rozdział..! Pisz szybko kolejny..!! CZekam..!! U mnie nowy..! http://lovestoryjackandkim.blogspot.com/

    A i założyłam nowego bloga..! Mam nadzieję że zerkiniesz.. jeśli będziesz chcieć..
    http://jack-brewer-and-kimberly-crauwford.blogspot.com/

    zapraszam..;*****

    OdpowiedzUsuń