sobota, 26 stycznia 2013
Rozdział 13
- Kim, wiesz muszę Ci przyznać się do czegoś.. - chłopak przymrużył oczy - bo wiesz, tak na prawdę moi rodzicie mieszkają w takim miasteczku. A ci, z którymi teraz mieszkam to jakaś moja dalsza rodzina..
- Oo Jack, dlaczego wcześniej nic nie mówiłeś? - przytuliłam się do niego.
- Tak samo, jak ty mi nie mówiłaś o swoim toksycznym związku z Lukasem. - lekko zaśmiał się.
- A nie myślałeś nigdy, żeby ich odwiedzić? - zapytałam z nadzieją, że poznam prawdziwych rodziców Jacka.
- Nie, nawet nie ma mowy!
Jednak udało mi się go przekonać. Wyruszyliśmy o świcie następnego dnia. Jechaliśmy koło 3 godz. Było to Cawentry. Wszędzie było ciemno, panował mrok. Ludzie rzucali w siebie wyzwiskami, bili się i okradali. Było to bardzo biedne miasteczko. Domy wyglądały bardzo niechlujnie, z resztą tak jak ich właściciele. Poszarpane ubrania, włosy poczochrane.
- Jack. - złapałam go za rękę.
- Kim, nie bój się. Chłopak najwyraźniej wyczuł mój strach. Ale z drugiej strony jak tu się nie bać..
Zatrzymaliśmy się pod jakimś domem, niczym nie odróżniał sie od pozostałych. Jack otworzył drzwi dla mnie i wyszłam.
- Jak tu ładnie... Jack również wyczuł moje kłamstwo.. - Na prawdę, tutaj mieszkałeś? - zapytałam zdziwiona.
- Tak.. W sumie, to miałem nawet przyjaciół.. Ale nie chcę wracać do tych czasów..
Weszliśmy do środka tego domu. Czuć było zapach piwa i innych alkoholów. Zauważyliśmy, ojca Jacka leżącego na kanapie i pijącego.. wiadomo.
- Gdzie matka? - rzucił Jack, nie okazując żadnych emocji. Pociągnęłam go na "stronę".
- Jack, to jest twój ojciec. Może okaż trochę czułości, dawno się nie widzieliście..
- Pff, Kim ich nie można nazwać ludźmi, uważaj na nich i nie daj się oszukać.
Wyszliśmy z domu, gdyż pan Anderson nie był zbyt chętny do rozmowy..
- Kochanie, muszę coś załatwić. Zajmie się Tobą... no właśnie hmm nie wiem kto. Ale iść ze mną na pewno nie możesz.
Nie chciałam się go teraz wypytywać, wiedziałam, że i tak mi powie.
- Nie martw się, sama się rozejrzę po okolicy. - powiedziałam niepewnie.
- Kim, nie wiesz do czego tutejsi ludzie są zdolni.. Nie chcę Cię stracić.. - lekko musnął moje usta.
Odwazjemniłam pocałunek i kiwnęłam głową na znak, że dam sobie radę.
Szłam ulicami, aż w końcu skręciłam w jakąś uliczkę. Słyszałam szelest z tyłu i czułam, że ktoś mnie obserwuje. Jednak nie odwracałam się i szłam dalej, nie chciałam dać komuś satysfakcji z mojego strachu. Nagle poczułam mocny ucisk na moich ramionach. Zobaczyłam postać wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka, przystojnego, opalonego blondyna.Przycisnął mnie do ściany i zaczął rozbierać.. Łzy zaczęły mi lecieć bezgranicznie, próbowałam uciec, ale on był zbyt silny... Przy okazji zranił mnie swoim scyzorykiem na szyi.
- Na pomoc! Błagam! - krzyczałam.
- I tak Cię już nikt nie usłyszy..
- Jack, Jack! - krzyczałam z nadzieją, że mój ukochany mnie słyszy.
- Czekaj, znasz Jacka? Jacka Andersona? Pokiwałam twierdząco głową.
W tym momencie chłopak mnie puścił.
- Przepraszam Cię, nie powinienem Ci tego robić.. Jesteś jego dziewczyną tak?
- Tak.
- No nieźle.. Muszę przyznać, że znalazł sobie całkiem niezłą sztukę. - w tym momencie spojrzał na mnie od dołu do góry.
- Nie patrz tak na mnie, jak na świeże mięso.. - warknęłam.
- I do tego ostra.. mm... lubię takie..
Spojrzałam na niego z lekką pogardą.
- Chodź, zaprowadzę Cię do mojej matki, zaopatrzy Ci tą ranę od scyzoryka.. - mocno złapał mnie za dłoń.
- Ok, ale jeśli chcesz złapać jakąkolwiek dziewczynę musisz to zrobić delikatnie.. - złapał go bardzo delikatnie za dłoń.
- Całkiem przyjemnie. Dzięki, za radę. Miła jesteś i całkiem nie brzydka.. - lekko się uśmiechnął. - A tak w ogóle jestem Zac. A ty to?
- Jestem Kim. - uśmiechnęłam się lekko.
Doszliśmy do domu Zaca. Jego mama zaopatrzyła mi ranę i udaliśmy się w stronę parku.
- U Was nawet park wygląda inaczej niż w zwykłym mieście.
- Haha, możliwe, że masz rację. Ja już się przyzwyczaiłem. - usiedliśmy razem na ławkę.
- Mogę zadać ci pytanie?
- Pytaj o co chcesz maleńka.
- Opowiedz mi kim jesteś i co cię łączy z moim Jackiem? - zapytałam z zaciekawieniem.
- No więc, jestem Zac, to już wiesz.. Mieszkam z mamą nie mam rodzeństwa ani ojca.. Zostawił matkę jak byłem mały.. Nawet go nie pamiętam.. Jestem tutaj postrachem w dzielni.. Każdy się mnie boi, więc jeśli się do Ciebie ktoś przyczepi, to wiedz, że Ci pomogę. W tym momencie lekko uśmiechnęłam się. Dobrze jest znać kogoś takiego w takim mieście.. - Mam 20 lat, wciąż chodzę do tej zasranej szkoły.. Z Jackiem przyjaźniliśmy się od dziecka.. W wieku 15 lat dołączyliśmy do gangu Skorpiona.. Potem założyliśmy własny gang i wtedy Jack wyjechał.
- Opowiedz mi coś o tych gangach..
- No wiesz mieliśmy takie różne akcje..
- Kim Kim! - krzyczał Jack nie zauważając Zaca. - Nikt nie zrobił Ci krzwydy?
- No.. ja chciałem.. - wstał Zac.
- Zac? Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony..
Dobra znowu naszła mnie wena, nie wiem jak długo mnie przytrzyma, ale będę pisać.. :D Dziękuję, za te wszystkie komentarze na prawdę dużo dla mnie znaczą :* Udanego wieczoru kochane! (:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No i tak ma być :D Wena ma Cię nie opuszczać bo będzie miała ze mną do czynienia :D Dawaj szybko nowy :D:*:*
OdpowiedzUsuńŚliczny. Dobrze, że wena wróciła :* Czekam na next :D Kocham :* I dawaj szybciutko następny ♥
OdpowiedzUsuńDziewczyno szybko dawaj nexta!
OdpowiedzUsuńbombowy <33
OdpowiedzUsuńdawaj next :***
Zac ?? Mam się bać ? ;>>>
spokojnie Zac pokaże swoje oblicze w kolejnym rozdziale :D
Usuńjakie to będzie ? :D
Usuńtylko, żeby za wiele nie namieszał :***
czekam na next ! :)
Wow..!! Dawaj szybko nexta..!! Czekam..;* a rozdział cudowny..!! ;D <3
OdpowiedzUsuń