czwartek, 31 stycznia 2013







                                                                       Rozdział 17


       - Więc, chodzisz do gimnazjum w Seaford? - zapytała z rumieńcami.
- Taa... ale wiesz co, dzisiaj nie mam zamiaru odwiedzić szkoły. - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Coś się stało? 
- Tak, ale nie będę Ci tego opowiadał. Strzałka! - krzyknąłem odchodząc.
Z punktu widzenia Erici:
Dobrze, wiedziałam co się stało Jackowi.. Nie miałam zamiaru mówić mu prawdy, znienawidziłby mnie i pewnie uratowałby Kim. Również postanowiłam nie iść do szkoły.. Szczerze to mam już 19lat i już rok temu skończyłam szkołę, robię to tylko dla Jacka. Śledziłam go, aż do rzeki. Usiadł przy jakimś drzewie i patrzył się w niebo. Postanowiłam podbiec do niego.
- Hey Jack! - krzyknęłam machając ręką przed jego oczyma.
- Ooo! Erica, tak dobrze pamiętam? 
- Tak - zaczęłam się śmiać. - Mogę? - zapytałam wskazując palcem na miejsce obok Jacka.
- Jasne, siadaj.
- Słuchaj, wiem, że znamy się krótko, a nawet w ogóle.. Wiemy tylko tyle o sobie, że chodzimy do gimnazjum i jak mamy na imię. Jednak, przejęłam się Tobą.. 
- Niepotrzebnie..Mogłaś pójść do szkoły.. teraz będzie czekał Cię "Klub Jerrego" jak dowiedzą się, że wagarujesz.
- Skąd taki pomysł? Mój wujek napisze mi usprawiedliwienie i obejdzie się bez "Klubu Jerrego". Ale w sumie, fajna nazwa. - zaczęłam się śmiać.
- Oo, ten twój wujek, to musi być super gość.. - odwzajemnił mój gest.
- Wiesz co? Jeśli chcesz napisze i Tobie zwolnienie. - rzuciłam.
- Serio? Mogłabyś go poprosić? Jesteś na prawdę spoko. - powiedział.
W tym momencie moje serce waliło jak szalone.. Powiedział, że jestem spoko, a znamy się od niecałej godziny! Chcę, żeby wiedział, że może mi ufać, zależy mi na tym, abym mogła go pocieszyć.
- Jasne. - puściłam oczko do niego. - Słuchaj, powiesz mi co się stało? - niepewnie złapałam go za dłoń.
Od razu zerwał się na równe nogi.
- Wiesz, przepraszam Cię, ale chyba jednak pójdę do szkoły. - mówił.
- To jak ty to i ja! - poklepałam go po ramieniu.
Odskoczył lekko, jakby bał się mnie dotknąć. Po paru minutach weszliśmy do szkoły, akurat była śniadaniowa przerwa. Jack pewnie podszedł do szafki, przy której stali jego koledzy.
- Whoooo! Jaka laseczka! - krzyknął patrząc na mnie.
- Jack, przedstawisz mnie? - zapytałam z uśmiechem.
- Yyy, jasne.. Milton, Jerry to jest Erica. - powiedział wskazując po kolei na każdego z wymienionych. - Ey chwileczkę, masz szafkę obok mnie? - zapytał zdziwiony i szybko odszedł.
- Co mu jest? - spojrzałam na nowo poznanych kolegów.
- To jest była szafka Kim.. naszej najlepszej przyjaciółki, a dziewczyny Jacka.. - odpowiedział Milton. - Bardzo nam jej brakuje.. Sama widzisz jak Jack się zachowuje.. Mu brakuje jej najbardziej. - mówił ze łzami w oczach, a Jerry ciągle przytakiwał. 
Po lekcjach udało mi się złapać Jacka jak wychodził.
- Hej Jack! Tu masz usprawiedliwienie! - podałam mu kartkę.
- Oo wielkie dzięki Erica. - uśmiechnął się do mnie.
- Pewnie twoja dziewczyna, nie chciałaby, żebyś miał teraz jakiekolwiek kłopoty.. 
Widać, było że mocno zacisnął pięści i schował je za plecy..
- Tak masz rację, Kim nigdy nie lubiła, jak trafiałem do kozy.. - odpowiedział.
- Jack! - złapałam go za rękę. - Opowiesz mi o niej? Proszę.
- Wiesz nie mam czasu. - rzucił puszczając moją rękę.
- Milton mówił, że była śliczna... - podpuszczałam go.
- Oh dobra siadaj. - wskazał palcem na ławkę.
Jak powiedział tak zrobiłam.
- Kim.. rzeczywiście była śliczna, a nawet piękna. Do tej pory nie zwracam uwagi na inne dziewczyny, w sensie takim, że wiesz jak na koleżanki to tak, ale jak takie dziewczyny to nie.. - te słowa najbardziej mnie zabolały. - cudowna, wspaniała, miła, pomocna, godna zaufania... Byłem z nią od 2 tygodni i już ją straciłem.. Strasznie mi jej brakuje.. Moje serce nadal będzie należało do niej.. już zawsze... - mówił.
W jego oczach widziałam łzy, które i u mnie się pojawiły. Nie ze względu na to, że wzruszyła mnie jego gadka.. czy coś. Ale z tego, że nie zwraca uwagi na inne..
Tym czasem u Kim:
Wstałam rano w wielkim dwuosobowym łóżku. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i ubrać się w sukienkę i różowy sweterek oraz balerinki. Prostując moje blond włosy, wciąż zerkałam na naszyjnik od Jacka.. Tak bardzo go kocham.. Mam nadzieję, że jakoś się trzyma po mojej "śmierci". Nagle usłyszałam wołanie na dół. Zbiegłam po schodach i po chwili znalazłam się w eleganckiej kuchni. Usiadłam przy stole i zauważyłam mężczyznę, który usiadł na przeciwko mnie.

- Dzień dobry! Jak się spało? - rzucił. - Wiesz, dostałem wieści od Erici. Na tą wiadomość, aż podniosłam się z krzesła. - Spokojnie, usiądź. Poznali się, chciała, żebym napisał im zwolnienie, bo poszli na wagary dzisiaj.
Ooo nie! Mój Jack wpadnie w kłopoty, przez moją "śmierć". 
- Mógłbyś jej przekazać, żeby pilnowała Jacka, żeby chodził do szkoły? - odpowiedziałam.
- Oo, no jasne. Widzę, że całkiem nieźle sobie radzisz.. Ale oczy masz podkrążone, czyli jednak płakałaś.
- Trudno nie płakać w takiej sytuacji.. A tak właściwie to co ja mam tu robić? 
- Wiesz mogę zapisać Cię do szkoły. Będziesz normalnie żyła jak nastolatka. Zac i Megan wiedzą, że ta "śmierć" to ściema.. ale moi ludzie ich pilnują żeby nie wykręcili jakiegoś numeru.. Będziesz się z nimi przyjaźniła dalej.
-  Pójdę do lepiej do szkoły.
- Spokojnie,  moi ludzie cię podwiozą, a po szkole, jedziemy na zakupy, te kosmetyki, prostownica i te sukienki zostały tu po Erice.
Pożegnałam się z mężczyzną. W sumie to nie taka zła propozycja.. Będę się widywała z Zacem i Megan jest plus! Wysiadłam z czarnego długiego samochodu, z przyciemnianymi szybami i ruszyłam w stronę wejścia. Gdy szłam holem wielu brutali mnie zaczepiło, jeden włożył mi rękę pod bluzkę, drugi pod sukienkę, a trzeci mnie pocałował... Wszędzie szukałam Zaca, aby pomógł mi.. Czułam się w tej szkole okropnie... Każdy mnie dotykał, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.. Miałam ochotę uciec.. Jak już wcześniej opisywałam.. same bójki, wyzwiska.. Nagle jakaś czarnoskóra dziewczyna popchnęła mnie, a ja wylądowałam na podłodze. Tak się wściekłam, że zaczęłam wymierzać ciosy w jej kierunku. Krew leciała jej z głowy, a ja nie potrafiłam się powstrzymać.. Gdzie moja dobra strona?! Nagle ktoś złapał mnie w talii, wziął na ręce i wyprowadził ze szkoły. 
- Zac? Jednak postanowiłeś się pojawić w szkole.. - krzyczałam.
- Daj spokój! U nas w ogóle nie ma nauczycieli.. nie wiem po co tu przyszłaś.. Załatwię Ci świadectwo 6.0 luzik. - uspakajał mnie. 
- Jak dobrze Cię widzieć! - rzuciłam się w jego ramiona.
- Oj Kim! Ja też się cieszę, że żyjesz.. - rzucił.
- Gdzie Megan? 
- Nie mam pojęcia.. Chyba siedzi z matką i ogląda jakieś telenowele. Zaprowadzić Cię do nich? 
- Spoko, nie trzeba. Ej co to? - spytałam łapiąc go za rękę, gdzie była rana od pocisku.
- Wiesz, miałem dzisiaj małą akcję.. Ale to nieważne.. Do MOJEGO wesela się zagoi. - zaczął się śmiać i wyjął palcem pocisk z rany. - Luzik, przyzywczajenie.
Tym czasem w Seaford:
Właśnie zaczął się trening w dojo. Miałem sparing z Miltonem. Gdy nagle wbiegła do dojo Erica:
- Jack Jack! Słuchaj mam świetną wiadomość!




Dodałam jeszcze jeden specjalnie dla Patrycji, Patrici oraz AleXandry <33 Uwielbiam wasze blogi i dziękuję za komentarze :* :* Miłego wieczoru ! :)













            



                                                             Rozdział 16

      Weszłyśmy do budynku. Wewnątrz było ohydnie, ze szczelin przeciekała woda, brudno, ciemno... Idealna kryjówka. Strasznie się bałam, gdy tylko usłyszałam choćby najmniejszy szelest łapałam Megan odruchowo za rękę. Ona za każdym razem tylko się śmiała i mówiła, żebym się nie bała. Niestety te słowa, nie dodawały mi odwagi.. W dłoni trzymałam pistolet, kompletnie nie wiem jak się nim obsługiwać, a mój Jack jest w niebezpieczeństwie.. W pewnym momencie ktoś pociągnął mnie od tyłu i zakrył ręką moje usta, przez co nie mogłam krzyknąć do Megan. 
Z punktu widzenia Megan:
Idę przez jakieś korytarze, które prowadzą donikąd.. Jak mam znaleźć mojego brata?! Nagle zauważyłam, że nigdzie nie ma Kim.. Krzyczałam, szukałam.. nic to nie dało.. Na pewno nie uciekła.. za bardzo jej zależy na Jacku i moim bracie.. Pewnie ją złapali.. oh nie! Nagle zauważyłam w końcu jakieś drzwi.. Postanowiłam zajrzeć, zauważyłam Jacka i Zaca siedzących na krzesłach. Próbowałam wsłuchać się, czy ktoś tam jest... Z tego co słyszałam.. Nie było tam tego gościa.. tylko dwóch pomocników.. Postanowiłam załatwić ich samodzielnie.. Wbiegłam do pomieszczenia i natychmiast powaliłam dwóch napastników. Związałam ich ze sobą, aby nie mogli uciec. Szybko podbiegłam do chłopaków.
- Megan! Jak dobrze Cię widzieć.. Już po akcji, ale on chciał nas zabić.. Szybciej, zaraz wróci! - krzyczał Zac.
- Ey, a gdzie moja Kim? Jest tu prawda... ? - powiedział Jack, bardziej brzmiało to jak twierdzenie, a nie jak pytanie.
- Tak, ale nie mogę jej znaleźć ktoś ją porwał, gdy szłyśmy tym ohydnym korytarzem. - mówiłam, rozwiązując węzły.
Po wykonaniu czynności wybiegliśmy z fabryki. Rzuciłam się na szyję mojemu bratu, tak bardzo go kocham.. Cieszę się, że przeżył. Mam tylko jego..
 Z punktu widzenia Jacka:
Taa... wszystko pięknie i w ogóle, ale gdzie moja Kim? Nagle dostałem sms-a:
" Numer zastrzeżony:
       Yo! Brawo udało Wam się, przeżyć.. Twój koleszka i jego siostra mogą już żyć spokojnie, ale Ty nie.. Mam twoją dziewczynę. Obiecałem, że ktoś zginie i dotrzymam słowa. " 
 Na tą myśl, zacząłem się trząść.. Jeśli on zrobi coś mojej Kimi... zabiję go! Będę jej szukał, choćby do końca mojego życia!
Z punktu widzenia Kim:
Brutal, który mnie porwał posadził mnie na krześle, w jakimś strasznie ciasnym pomieszczeniu... 

- Witaj! Jestem .... lepiej nie będę się przedstawiał.. Lepiej będzie dla Ciebie złotko.. - złapał mnie za podbródek i patrzył mi się głęboko w oczy, jakiś facet. Odruchowo odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Czemu mnie nie związałeś? - zapytałam zdzwiona.
- Aj, no bo po co? Chyba nie chcesz, żeby coś się stało Jackowi.. co? - zaczął się śmiać.
- Wypuść go.. Możesz mnie nawet zabić, oby on tylko żył i był szczęśliwy.. Zrobię wszystko.. - rzuciłam ze łzami w oczach.
- Spokojnie.. Ta Megan ich uratowała.. i właśnie wyszli z mojej fabryki nie oglądając się za Tobą.. Jeśli tu zostaniesz nic mu nie będzie.
- Dobrze, więc zostaję. - powiedziałam stanowczo.
- Ale, wiesz, że Jack wyjedzie stąd do Seaford i pozna nową dziewczynę i zakocha się w niej... O tobie zapomni, bo powiemy mu, że Cię zabiłem. - mówił.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiłam, bo analizowałam to co właśnie powiedział mi ten mężczyzna.
- Skąd pewność, że spotka jakąś dziewczynę? 
- Aaa, wyślemy mu moją siostrzenicę, od dawna się w nim duży.. Ale nie martw się, nie będę im stał na drodze. Zniknę z życia Jacka już raz na zawsze, jeśli nie wykręcisz żadnego numeru. Najpierw zadzwonię do twojego ojca, on przekaże tą wiadomość Jackowi i zabierze go do Seaford.
- Mam nadzieję, że Jackowi się ułoży z tą dziewczyną. 
- Oh, jaka ty jesteś czuła. Na prawdę, musisz go kochać.. skoro tak mówisz. Od dzisiaj nazywasz się Rebbeca, moi chłopcy zaprowadzą Cię do twojej sypialni. Spokojnie, jest tam czysto i będziesz miała własną łazienkę. - lekko uśmiechnął się do mnie.
Wieczorem, tego samego dnia.
Z punktu widzenia Jacka:
Muszę obmyślić jakiś plan, żeby ją uratować.. Z jego przemyśleń, wyrwał go widok ojca Kim.
- Jack Jack! - krzyczał ze łzami w oczach..
- Kim ona nie żyje! Dzwonili do mnie z policji, pojechałem zidentyfikować ciało i rzeczywiście to ona..
- Nie, nie! To niemożliwe! Boże... - zacząłem płakać, jak małe dziecko.
- Chodź, wsiadaj. Musimy wracać do Seaford, masz szkołę nie możesz jej zaniedbywać..
Po kilku godzinach wróciłem do domu i od razu poszedłem "spać"... W ogóle zmrużyć oka nie mogłem.. tęskniłem za Kim... wiedziałem, że to moja wina.. Nie potrafiłem się z tym pogodzić.. Nagle budzik wybił 7:30, wstałem, ubrałem się, umyłem, zjadłem coś i wyszedłem do szkoły.. Nagle nie zauważając wpadłem na jakąś dziewczynę:
- Oh! Przepraszam.. zamyśliłem się.. - powiedziałem, zbierając jej książki.
- Nic się nie stało.. Jestem Erica. - uśmiechnęła się do mnie.
Muszę przyznać, że była śliczna. Była zupełną odwrotnością Kim, brązowe włosy, zielone oczy, tylko styl miały podobny.
- A ja jestem Jack. - wyciągnąłem do niej dłoń.






Przepraszam, że wczoraj i przedwczoraj nie dodawałam, ale spałam u koleżanki i jakoś tak wyszło :p mam, nadzieję, że się nie zawiodłyście na mnie :* Czekam na nexty u was :D

poniedziałek, 28 stycznia 2013











                                           


                                                           Rozdział 15


- Muszę, załatwić ostatnią akcję... - powiedział niepewnie.
- Akcję? No ładnie.. Na co macie zamiar napaść na jakąś dziewczynę, a może na sklep? - rzuciłam obrażona.
- Hey, kochanie... Ostatni raz i będę wolny od gangu Skorpionów.. Muszę to zrobić inaczej.. - w tym momencie spłynęła lekka łza po jego policzku.
- Inaczej co? zapytałam przestraszona.
- Inaczej Cię zabiją.. Widzieli Nas razem, jak byliśmy z Zacem... Kim.. proszę Cię... pozwól mi.. 
- Co?! Nawet nie ma mowy! Masz okradać jakiś biednych ludzi, z mojego powodu? - zaczęłam płakać, rzuciłam się mu na szyję.. - A co będzie jeśli wam coś się stanie? No Tobie i Zacowi.... - jąkałam się.
- Nie martw się.. Wszystko będzie dobrze, raczej.. - pocałował mnie lekko w czoło.
Zeszliśmy na dół, Jack nawet nie zamienił żadnego słowa ze swoimi rodzicami, po prostu wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu. Podjechaliśmy pod jakiś dom. Nagle zauważyłam Zaca i jakąś dziewczynę. Ubrani byli na czarno, ta "laska" miała mocny makijaż inaczej mówiąc jak jakieś gotyki czy coś w tym stylu tylko bez kolców. Udawałam, że jestem twarda i nie rusza mnie zupełnie cała ta sytuacja. Wysiadłam z samochodu nie czekając na ruch mojego Jacka i podeszliśmy do nich. Zac zapoznał mnie z tą dziewczyną, miała na imię Megan. Była śliczną dziewczyną, tylko ten strój... ble. Chłopaki po kilku minutach odjechali,a  my zostałyśmy same.
- Hej jestem Kim. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Megan odwzajemniła mój gest.
- Więc... jesteś dziewczyną Jacka? - rzuciła.
- Ta.. znaczy tak. - 
- Luz. Nie dziwię się, że lecisz na niego.. Gdy chodził jeszcze z Nami do szkoły wszystkie na niego leciały..
- Ta, haha nic się nie zmieniło. -
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - Skąd znasz mojego brata? 
- Zac jest twoim bratem? - odpowiedziałam zdziwiona. Megan kiwnęła twierdząco głową. - Aaa, chciał się do mnie dobrać, w sumie to zrobił, ale nie do końca... 
- Oo na jassne. Mój kochany braciszek postrach na ulicy.. Przepraszam Cię za niego.. Nie potrafi się opamiętać, jak tylko zobaczy "świeże mięso". Kiedyś był zupełnie inny.. Ale Jack, on go tego nauczył.
- Spoko, do niczego nie doszło, na szczęście. W takim razie, to ja muszę Cię przeprosić za to, że Jack zniszczył Ci życie i twojemu bratu. - przytuliłam się do niej, a ona mnie objęła. Nic nie było w stanie jeszcze bardziej mnie zaskoczyć jeśli chodzi o przeszłość Jacka..
- Luz. Nie znałaś go jeszcze wtedy..  Jesteś na prawdę spoko.. Szkoda, że możemy już ich więcej nie zobaczyć.. Miałam Ci nic nie mówić.. ale nie sądziłam, że Cię polubię. Tą ich akcję prowadzi jakiś gościu, nigdy nie pamiętam jak on się nazywa.. Jest strasznie niebezpieczny.. Zac z Jackiem oddali życie dla Nas.. Możliwe, że wypuści jednego z nich... ale nie wiem którego. 
- Co? Nie nie! Wolę zginąć zamiast Jacka.. Musimy coś zrobić! Wiesz gdzie ma być ta akcja? Musimy ich ratować.. 
- Nie wiem gdzie będzie akcja.. ale wiem, gdzie mają kryjówkę.
Wsiadłyśmy do pierwszego lepszego samochodu, nie zważając na to, że był własnością kogoś innego..  Dla mnie w tym momencie najważniejsze było to, aby uratować mojego Jacka. Dojechałyśmy do jakiejś opuszczonej fabryki.. nie no znowu?! Była kilka km. od Cawentry. 
- Masz weź na wszelki wypadek.. - otworzyła skrytkę w samochodzie i podała mi jeden z dwóch pistoletów. - Mam nadzieję, że umiesz się tym obsługiwać.  Ja spojrzałam na nią jak na głupią. - No co? Wszyscy w naszym mieście mają je... Sprzedają je dilerzy... ee widziałam lepszy sprzęt.. ale cóż..
Miałam ochotę zabić każdego, kto chociażby tknął mojego Jacka... Wcale się nie bałam.. Wiedziałam, że razem z Megan robimy to co było konieczne.


Jutro kolejny! Wena mnie nie opuściła, ale dopadło lenistwo i to straaszne xd ( dlatego krótki ).Dziękuję, za wszystkie miłe komentarze :* Jesteście kochane <3 Czekam na nexty u was :D

niedziela, 27 stycznia 2013






                                                          Rozdział 14


     - A no wiesz.. siedzę sobie z Kim. - objął mnie lekko.
- Nie da się nie zauważyć.. Ej, ale chwila! Co ty powiedziałeś wcześniej? Chciałeś zrobić krzywdę, mojej Kim? - skierował pięść w jego stronę.
- Tak, ale nie wiedziałem, że się znacie. Jak tylko się dowiedziałem puściłem ją.. - odpowiedział łapiąc się za kark.
- Jack, nic złego się nie stało. Tylko to... - chwyciłam za ranę na szyi.
- Niech zgadnę, twoja sprawka? - spojrzał złowierczo na Zaca.
- Taaa.. ale ja na prawdę przepraszam.. - odpowiedział przestraszony..
- Oo, nic się nie stało. - puściłam oczko do Zaca. - Miło mi poznać twojego przyjaciela. - odwróciłam się do Jacka.
- Masz rację. Przepraszam stary, że się na ciebie tak rzuciłem.. Ale boję się o nią.. - spojrzał na mnie.
- Luz rozumiem. - uścisnęli się "po męsku". - Nie dziwię się, o taką piękność to i ja bym się bał.. - dorzucił.
Poszliśmy we trójkę do jakiegoś klubu. Podczas drogi szłam między dwoma zbirami. Jeden to mój chłopak, który trzymał mnie cały czas za rękę, jakby bał się, że zaraz coś się stanie - były zbir tego miasta. A drugi, aktualny postrach na dzielni który ciągle zerkał na mnie, uśmiechając się. W końcu doszliśmy na miejsce. Był to chyba nocny klub, ale Zac przekonał, że jeśli nas nie wpuszczą skończy się to źle dla tych ludzi. Patrzyłam na tą całą sytuację z przerażeniem, nigdy nie miałam do czynienia ze "złymi chłopcami". Jack pomógł Zacowi nastraszyć tych ochroniarzy i weszliśmy. Usiedliśmy przy stoliku, który znajdował się na końcu sali.
- Co chcecie? - rzucił Zac.
- Ja nic. - odpowiedziałam.
- Dwa piwa i sok. - odpowiedział Jack do kelnera.
Spojrzałam na niego z przerażeniem. Mój Jack będzie pił piwo?!
- Kim, spokojnie. Tylko jedno..
Miałam wrażenie, że wcale nie znam tego chłopaka siedzącego obok mnie. I wcale nie miałam na myśli Zaca...
- No więc, domyśliłem się po co przyjechałeś..
Jack kiwnął potwierdzająco głową.
- Kim, musimy zostać tutaj parę dni dobrze? - spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem.
- Jassne.. 
- Nie martw się Jack. Grace taka moja znajoma zajmie się nią.. Podczas gdy my no wiesz..
- Wiem, wiem. - rzucił szybko Jack.
Wyszliśmy z klubu po jakiś kilkunastu minutach, aż skończyliśmy pić. Zac poszedł na piechotę nawet się nie pożegnał ani nic. Ja z Jackiem wsiedliśmy do samochodu.
- Jack.. boję się tego miasta.. Nie chcę tutaj zostawać.. Proszę wracajmy. Na moje słowa Jack stanął na poboczu.
- Kim, nie bój się.. - złapał mnie za rękę. - Wszystko będzie dobrze, ale ja muszę coś załatwić.. Też się boję o Ciebie.. ale ta Grace się zajmie Tobą. Hey, nie płacz Kim, to tylko 2 dni..
- Co ja powiem tacie?
- Spoko, ja do niego zadzwonię. Pójdziemy spać do mojego pokoju, zamkniemy się na klucz nie wejdzie mój ojciec ani matka.. chyba, że za bardzo się boisz.
- Jack, tak boję się. Ale jeśli mnie nie opuścisz w nocy to dam radę zasnąć.
Po tych słowach Jack lekko mnie pocałował i ruszyliśmy do jego domu. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Szybko wbiegliśmy po schodach i Jack zamknął drzwi. Położyliśmy się oboje na łóżku. Mocno wtuliłam się w jego klatę i zasnęliśmy. Obudziłam się rano dalej w objęciach mojego ukochanego. 
- Jack.. Muszę iść do toalety. On jednak nie usłyszał, postanowiłam delikatnie wstać z łóżka i wyjąć klucze z jego kieszeni. Otworzyłam drzwi od jego pokoju i wbiegłam do łazienki. Po skorzystaniu z toalety delikatnie na paluszkach szłam holem do pokoju Jacka. Nagle przed sobą ujrzałam postać bardzo grubej kobiety. 
- Ohhh! Nono proszę, kogo nam tu synek przyprowadził.. Kolejna do kolekcji zaliczonych? - zaśmiała się szyderczo.
- Jakby Pani chciała wiedzieć, nie robiłam "tego" z Jackiem.. - warknęłam.
- Ooo! Jakaś nowość. Co taką minę zrobiłaś? Nie opowiadał ci o swoim życiu? Ah, chodź no tu dziecińko. - wskazała palcem na kuchnię.
- No więc, mój syn... - w tym momencie usiadłyśmy do stołu. - Nie był i chyba nie jest najlepszym uczniem co? - lekko uśmiechnęłam się. - Ach, wiedziałam. Wiesz, należał do gangu Skorpiona, robili różne akcje, wszyscy się go bali najbardziej.. Nawet ja.. Wykorzystywał dziewczyny jedna za drugą.. z resztą tak jak jego najlepszy kolega.. - Zac? - zapytałam z nadzieją, że jednak zaprzeczy.. - Tak! To był Zac! Widzę, że już go poznałaś.. Napadali na różne sklepy, ćpali, pili, palili itp.. Nic nie mogłam na to poradzić, do szkoły w ogóle nie chodził, całymi dniami i nocami nie wracał do domu tylko gdzieś się szwendał.. Pewnego dnia.. powiedział nam, że wyjeżdża, bo chce znaleźć kogoś z kim będzie szczęśliwy, z kimś kto go zrozumie bez słów.. Innym słowem, żeby się zakochać... I chyba znalazł Ciebie. Powiedz mi, zmienił się choć trochę?
Nie mogłam  uwierzyć, w to co mówiła mi to obca kobieta.. Jack mówił mi, żebym jej nie ufała, ale jednak.. wydawało mi się to wszystko prawdą. Nie potrafiłam wypowiedzieć najmniejszego słowa przez kilka minut.
- Zmienił się i to bardzo. - odpowiedziałam i szybko ruszyłam w stronę pokoju, nie czekając na reakcję rodzicielki Jacka.
- Jack! Powiedz mi co masz tutaj do załatwienia i to teraz, bo jeśli nie odpowiesz, wychodzę! - krzyczałam.
- Hey, spokojnie Kim. - powiedział przecierając oczy. - Co?! Otwarte drzwi? Wyszłaś stąd? Rozmawiałaś z moją matką tak? - rzucił.
- Tak! I dla twojej wiadomości wierzę w jej każde słowo! - odwróciłam się do niego plecami.
- Bo to prawda.. Wszystko co ci mówiła to prawda, ale zmieniłem się. - podszedł do mnie i pocałował mnie w szyję. Przeciągnął palec po moim ramieniu i wyczuł jak się trzęsę. Bałam się, że zaraz będzie chciał zrobić "to" i mnie zostawi..
- Kim, nic Ci nie zrobię. - wyszeptał i po chwili mocno mnie przytulił. - nie odważyłbym się, po tym wszystkim.
- Przepraszam, Jack. Powinnam Ci ufać.. Ale nawet nie wiesz jaki to dla mnie był szok.. - odpowiedziałam głaszcząc go po głowie.
- Jeśli chodzi o tą sprawę to...





Tadam! Ciąg dalszy nastąpi :* Podoba się? Bo mi muszę przyznać całkiem ;) Pozdrawiam !


sobota, 26 stycznia 2013












                                                                   Rozdział 13




   - Kim, wiesz muszę Ci przyznać się do czegoś.. - chłopak przymrużył oczy - bo wiesz, tak na prawdę moi rodzicie mieszkają w takim miasteczku.  A ci, z którymi teraz mieszkam to jakaś moja dalsza rodzina..
- Oo Jack, dlaczego wcześniej nic nie mówiłeś? - przytuliłam się do niego.
- Tak samo, jak ty mi nie mówiłaś o swoim toksycznym związku z Lukasem. - lekko zaśmiał się.
- A nie myślałeś nigdy, żeby ich odwiedzić? - zapytałam z nadzieją, że poznam prawdziwych rodziców Jacka.
- Nie, nawet nie ma mowy!
Jednak udało mi się go przekonać. Wyruszyliśmy o świcie następnego dnia. Jechaliśmy koło 3 godz. Było to Cawentry. Wszędzie było ciemno, panował mrok. Ludzie rzucali w siebie wyzwiskami, bili się i okradali. Było to bardzo biedne miasteczko. Domy wyglądały bardzo niechlujnie, z resztą tak jak ich właściciele. Poszarpane ubrania, włosy poczochrane.
- Jack. - złapałam go za rękę. 
- Kim, nie bój się. Chłopak najwyraźniej wyczuł mój strach. Ale z drugiej strony jak tu się nie bać..
Zatrzymaliśmy się pod jakimś domem, niczym nie odróżniał sie od pozostałych. Jack otworzył drzwi dla mnie i wyszłam.
- Jak tu ładnie... Jack również wyczuł moje kłamstwo.. - Na prawdę, tutaj mieszkałeś? - zapytałam zdziwiona.
- Tak.. W sumie, to miałem nawet przyjaciół.. Ale nie chcę wracać do tych czasów..
Weszliśmy do środka tego domu. Czuć było zapach piwa i innych alkoholów. Zauważyliśmy, ojca Jacka leżącego na kanapie i pijącego.. wiadomo. 
- Gdzie matka? - rzucił Jack, nie okazując żadnych emocji. Pociągnęłam go na "stronę".
- Jack, to jest twój ojciec. Może okaż trochę czułości, dawno się nie widzieliście..
- Pff, Kim ich nie można nazwać ludźmi, uważaj na nich i nie daj się oszukać.
Wyszliśmy z domu, gdyż pan Anderson nie był zbyt chętny do rozmowy.. 
- Kochanie, muszę coś załatwić. Zajmie się Tobą... no właśnie hmm nie wiem kto. Ale iść ze mną na pewno nie możesz.
Nie chciałam się go teraz wypytywać, wiedziałam, że i tak mi powie.
- Nie martw się, sama się rozejrzę po okolicy. - powiedziałam niepewnie.
- Kim, nie wiesz do czego tutejsi ludzie są zdolni.. Nie chcę Cię stracić.. - lekko musnął moje usta.
Odwazjemniłam pocałunek i kiwnęłam głową na znak, że dam sobie radę.
Szłam ulicami, aż w końcu skręciłam w jakąś uliczkę. Słyszałam szelest z tyłu i czułam, że ktoś mnie obserwuje. Jednak nie odwracałam się i szłam dalej, nie chciałam dać komuś satysfakcji z mojego strachu. Nagle poczułam mocny ucisk na moich ramionach. Zobaczyłam postać wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka, przystojnego, opalonego blondyna.Przycisnął mnie do ściany i zaczął rozbierać.. Łzy zaczęły mi lecieć bezgranicznie, próbowałam uciec, ale on był zbyt silny... Przy okazji zranił mnie swoim scyzorykiem na szyi.
- Na pomoc! Błagam! - krzyczałam.
- I tak Cię już nikt nie usłyszy..
- Jack, Jack! - krzyczałam z nadzieją, że mój ukochany mnie słyszy.
- Czekaj, znasz Jacka? Jacka Andersona? Pokiwałam twierdząco głową.
W tym momencie chłopak mnie puścił.
- Przepraszam Cię, nie powinienem Ci tego robić.. Jesteś jego dziewczyną tak?
- Tak. 
- No nieźle.. Muszę przyznać, że znalazł sobie całkiem niezłą sztukę. - w tym momencie spojrzał na mnie od dołu do góry.
- Nie patrz tak na mnie, jak na świeże mięso.. - warknęłam.
- I do tego ostra.. mm... lubię takie..
Spojrzałam na niego z lekką pogardą.
- Chodź, zaprowadzę Cię do mojej matki, zaopatrzy Ci tą ranę od scyzoryka.. - mocno złapał mnie za dłoń.
- Ok, ale jeśli chcesz złapać jakąkolwiek dziewczynę musisz to zrobić delikatnie.. - złapał go bardzo delikatnie za dłoń.
- Całkiem przyjemnie. Dzięki, za radę. Miła jesteś i całkiem nie brzydka.. - lekko się uśmiechnął. - A tak w ogóle jestem Zac. A ty to?
- Jestem Kim. - uśmiechnęłam się lekko.
Doszliśmy do domu Zaca. Jego mama zaopatrzyła mi ranę i udaliśmy się w stronę parku.
- U Was nawet park wygląda inaczej niż w zwykłym mieście.
- Haha, możliwe, że masz rację. Ja już się przyzwyczaiłem. - usiedliśmy razem na ławkę.
- Mogę zadać ci pytanie?
- Pytaj o co chcesz maleńka. 
- Opowiedz mi kim jesteś i co cię łączy z moim Jackiem? - zapytałam z zaciekawieniem.
- No więc, jestem Zac, to już wiesz.. Mieszkam z mamą nie mam rodzeństwa ani ojca.. Zostawił matkę jak byłem mały.. Nawet go nie pamiętam.. Jestem tutaj postrachem w dzielni.. Każdy się mnie boi, więc jeśli się do Ciebie ktoś przyczepi, to wiedz, że Ci pomogę. W tym momencie lekko uśmiechnęłam się. Dobrze jest znać kogoś takiego w takim mieście.. - Mam 20 lat, wciąż chodzę do tej zasranej szkoły.. Z Jackiem przyjaźniliśmy się od dziecka.. W wieku 15 lat dołączyliśmy do gangu Skorpiona.. Potem założyliśmy własny gang i wtedy Jack wyjechał.
- Opowiedz mi coś o tych gangach..
- No wiesz mieliśmy takie różne akcje.. 
- Kim Kim! - krzyczał Jack nie zauważając Zaca. - Nikt nie zrobił Ci krzwydy?
- No.. ja chciałem.. - wstał Zac.

- Zac? Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony..




Dobra znowu naszła mnie wena, nie wiem jak długo mnie przytrzyma, ale będę pisać.. :D Dziękuję, za te wszystkie komentarze na prawdę dużo dla mnie znaczą :* Udanego wieczoru kochane! (:

piątek, 25 stycznia 2013








                                                              Rozdział 12



- Ach.. Jack, bo widzisz.. Zanim przyjechałeś do Seaford spotykałam się z takim chłopakiem. Lukasem noi wiesz, często nad sobą nie panował. Ja jednak wciąż wierzyłam, że nigdy więcej już mi nie zrobi krzywdy, za każdym uderzeniem.. Któregoś razu jednak pobił mnie tak, że uciekłam z jego domu i mój tata mnie zobaczył..
- Boże Kim! - krzyknął i mocno mnie przytulił. - Przez co ty przeszłaś, czemu nie powiedziałaś mi tego? Nawet jak się przyjaźniliśmy..
- Jack, nikt nie zna tego fragmentu mojego życia oprócz mojego ojca noi teraz Ciebie.. - odpowiedziałam lekko uśmiechając się. - Za każdym jego uderzeniem, obiecywałam sobie, że nigdy nie zranię swojej drugiej połówki.. Ale.. nie dotrzymałam słowa.. Zdradziłam Cię.. - w tym momencie się popłakałam.
- Ale nieświadomie.. A z resztą przecież go nie kochasz, więc nie powinienem się czuć zdradzony i nie jestem. - powiedział wycierając moje łzy i lekko musnął mój policzek. - Ja wiem, że już zawsze będziemy razem mimo wszystkiego.. 
W tym momencie poczułam się tak świetnie, czułam, że w jego objęciach mogłabym spędzić swoje całe życie. Mam za sobą straszną przeszłość, pocieszało mnie jednak to, że Jackowi się układało od początku. Poszłam wziąć kąpiel w wannie, włożyłam słuchawki w uszy, zamknęłam drzwi na klucz i zasnęłam.
   Obudziłam się w swoim łóżku?! Rozejrzałam się wokół i nigdzie nie widziałam Jacka. Zbiegłam na dół. Zobaczyłam mojego tatą oglądającego telewizję.
- Hej, tato nie widziałeś Jacka? - zapytałam.
- O Kim, no nareszcie wstałaś! Jacka? A to ten twój "przyjaciel" taa? - odpowiedział śmiejąc sie.
- Tato, chyba sobie żartujesz! Przecież.. - w tym momencie poczułam, że nie mam na sobie łańcuszka od Jacka. Niemożliwe!! To wszystko to był tylko sen? Boże.. nienie! Nie chcę mi się wierzyć.. Mój Jack, już nie jest mój.. boże trzymajcie mnie!  Wybiegłam z domu i postanowiłam pójść do Jacka.
- Oo hej, Kim. Co tu robisz? Stało się coś? - zapytał zdziwiony chłopak.
Podbiegłam do niego i go pocałowałam. A on tylko spojrzał na mnie jak na głupią.
- No co ty Kim? Znowu to jakiś twój głupi żart? - zapytał oburzony.
- Taaa, haha. Ej możesz mi powiedzieć czy ja chodzę z Davidem? 
- Yy, kurde jakim Davidem? Ej dobrze się czujesz? - złapał mnie za czoło. - Nie no wydaje się, że nie masz gorączki..
- No bo nie mam tak tylko pytam dla żartów, bo miałam dziwny sen.. - odpowiedziałam klepiąc go po ramieniu jak kumple.
- Wiesz co w sumie to dobrze, że przyszłaś, bo właśnie miałem cię o coś zapytać. Bo wiesz, idę dzisiaj na randkę z Britney i nie wiem kompletnie jak mam się zachowywać..
- Zachowuj się tak, jak zawsze, tylko grzeczniej. Bądź dla niej miły i mów jej, że pięknie wygląda i że już zawsze będziesz z nią.. aa i może daj jej jakiś prezent.. - odpowiedziałam starając się nie roniąc łez. Przecież to mnie tak traktował i w ogóle.
- Wiesz w sumie mam coś dla niej. - wyjął z kieszeni pudełeczko, a w nim mój naszyjnik ze snu.
- Śliczny! Na pewno będzie się jej podobał.. Ja byłam zachwycona.. - powiedziałam pod nosem.. - Dobra idę, nie mam czasu.. - kłamałam. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić, Jack nic nie pamięta.. I jeszcze ten naszyjnik miałam ochotę zapaść się pod Ziemię. Dlaczego mi to się śniło? 
- Kim! Żartowałem, na prawdę uwierzyłaś, że umówiłbym się z Britney? Ale dzięki tym wskazówkom na przyszłość będę wiedział jak Cię zauroczyć.. A co do pocałunku było miło. - uśmiechnął się do mnie.
- Jesteś okropny! Na prawdę myślisz, że mogłabym cię w Tobie zakochać? - wybuchnęłam sztucznym śmiechem.
- Jestem tego pewny. - odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy przez kilka minut.
- Weź, puszczaj! Nie żartuj nawet tak sobie!
- Nie masz prawa tak do mnie mówić młoda panno! - w tym momencie uderzył mnie z całej siły. Oderwałam się od niego i zaczęłam uciekać, przeżywałam deja- wu.  Biegłam tyle co miałam sił w nogach i nagle potrącił mnie tir.
- Kim, Kim! Obudź się! - krzyczał znajomy głos byłam pewna, że to Jack. Otworzyłam oczy i obudziłam się w mojej łazience a tuż obok mojej twarzy była twarz Jacka. Widziałam jak połyka mnie w całości. Poczułam nieprzyjemny chłód na ciele. I zobaczyłam, że spuścił wodę i leżę naga na jego oczach.
- Jack! Jak mogłeś mi to zrobić? - krzyczałam, łapiąc za ręcznik.
Nie mogłam się na niego gniewać, bo tak się cieszyłam, że to był tylko sen...



Hej ;) Postanowiłam dodać dzisiaj! :D Wena mnie opuściła nwm czy dodam jutro bo nie mam pomysłu. Czekam na nexty u was! :* Branoc :)

czwartek, 24 stycznia 2013





                                                               Rozdział 11


      Z punktu widzenia Jacka:
Widziałem jak Kim wpada do rzeki, od razu chciałem skoczyć za nią, ale ktoś mnie złapał. Odwróciłem się i zobaczyłem jej tatę. 
- Jack, co ty tu robisz? Jezu chłopie, co ty masz na sobie, jakiś nowy styl? Wiesz, że to nie zasłania tylnej części?
Energicznie zasłoniłem moje cztery litery.
- Kim, ona.. trzeba ją natychmiast ratować! - skoczyłem z barierki mostu do rzeki. Tata Kim zupełnie nie wiedział o co chodzi. Zbiegł razem z policjantami po schodach, aby dojść do wody. Wszędzie rozglądałem się za moją ślicznotką..nagle zauważyłam  ją na dnie. Wyciągnąłem ją za rękę na brzeg rzeki. Tata Kim dopiero teraz zorientował się co się stało. Zacząłem robić sztuczne oddychanie Kim i nagle otworzyła oczy.
- Jack.. czy to ty?
- Tak, Kim, to ja. - opowiedziałem lekko całując jej czoło.
Wziąłem ją na ręce i pojechaliśmy do domu z jej tatą. Po drodze powiedziałem mu, że poślizgnęła się i wpadła do rzeki, krótko po tym jak się pokłóciliśmy. Miałem pewność, że Kim nie chciałby powiedzieć mu prawdy. Dojechaliśmy do domu, położyłem Kim na łóżku i przykryłem ją kocem. 
- Dobra, idę na dół do pracowni.. Zostawię Was samych. - powiedział jej ojciec uśmiechając się do mnie. - Ale na miłość boską ubierz się! - dopowiedział śmiejąc się.
Po jego wyjściu zamknąłem drzwi i położyłem się koło Kim. Mocno się do niej przytuliłem i zasnąłem.
 Z punktu widzenia Kim:
Obudziłam się w swoim pokoju, spał przy mnie wtulony Jack. Nie chciałam go budzić, więc po cichu wyślizgnęłam się spod koca i zeszłam na dół. Gdy zobaczyłam mojego tatę od razu rzuciłam mu się na szyję.

- Tato! Przyjechałeś! 
- Tak, córciu. Nie martw się Jack mi powiedział, że się poślizgnęłaś i o tym, że się pokłóciliście. Cieszę się, że jesteście razem.
- Ale nie powiedział ci o co się pokłóciłam z nim nie?
- Nie.. A powinien?
- Nienie! Dobra lece do niego..
Wbiegłam po schodach i zobaczyłam, że mój chłopak już nie śpi.
- O jesteś, boże już myślałem... - powiedział, przytulając mnie.
- Hej, Jack.. Głupio zrobiłam.. Nawet nie mogę uwierzyć, że zrobiłam to z nim..
- Nie martw się. Już nikt nie zrobi Ci krzywdy.. Nigdy Cię nie opuszczę obiecuje Ci.
- Nie wiem co się ze mną dzieje. Do tej pory o takich wydarzeniach czytałam tylko w książkach. - odpowiedziałam łapiąc się za głowę.
- oo Kim! Poczekaj przecież miałem dla Ciebie niespodziankę. Chodził po całym domu i szukał tej niespodzianki?! Nie rozumiałam z tego kompletnie nic.. O tu się schowałaś! - Kim oto Susi! Nie mogłam uwierzyć był to malutki czarniutki piesek rasy shi-tzu. 
- Jack! Spełniłeś jedno z moich marzeń.. A nie zaczekaj! W tym momencie mina chłopaka zżędła. - Jack, to ty jesteś moim spełnieniem wszystkich marzeń! - krzyknęłam rzucając mu się w na szyję. Jack zaczął mnie namiętnie całować.. W końcu ścisnął moje ręce bardzo mocno, że aż syknęłam z bólu. 
- Kim, przepraszam.. Ale nie rozumiem, przecież nie raz przytulałem cię mocniej.. W tym momencie spuściłam głowę w dół.. Jack podniósł moją bluzkę do góry i zobaczył pełno siniaków.. 
- Kim kto Ci to zrobił?



Dodałam jeszcze jeden :3 Zrobiłam inaczej niż zamierzałam. A mianowicie Kim miała zapaść w śpiączkę, ale jednak zmieniłam zdanie.. Nie wiem może to dobrze, albo źle :D Krótki i denny ale chciałam dla was dziewczyny dodać jeszcze dzisiaj jakiś. No to tyle... Dobranoc :*







                                                          Rozdział 10



      Zauważyłam Jacka leżącego na schodach, a z jego głowy leciała krew. Jego gips przygniatał wózek. Energicznie zdjęłam z niego ten ciężar. Zadzwoniłam po karetkę, która przyjechała za kilka minut. Przez całą drogę do szpitala trzymałam go za rękę. 
- Kim, źle to wygląda? - zapytał zmartwiony chłopak.
- Wcale nie, ale twój gips jest bardzo poluźniony, wózek przygniótł ci nogi..
- Oh, Kim, właśnie moje nogi, nie czuję ich..
W tym momencie w jego oczach pojawił się strach. Ja poczułam, to samo.. A jeśli Jack nie będzie mógł chodzić? Nie chciałam dać sobie tego po sobie poznać. Musiałam być silna.. Przytuliłam się do niego i lekko pocałowałam w usta. Jack był kompletnie pozbawiony sił, ale oddał mi pocałunek.  Gdy dojechaliśmy, zabrali go na blok operacyjny, powiedzieli, że muszą szybko zadziałać, bo inaczej czego go amputacja nóg. Siedziałam ponad 5 godz na korytarzu, aż w końcu zauważyłam jak wywożą mojego Jacka na wózku. Za pielęgniarkami, które go pchały wyszedł lekarz.
- Proszę pana, udało się? Będzie mógł chodzić? - zapytałam.
- Oh, Pani jest pewnie jego dziewczyną co? No więc, chłopak był strasznie dzielny, znieczulenie było zbyt słabe, aby uspać go na 5 godz, więc pod koniec czuł ból, ale mocno zaciskał zęby i wciąż powtarzał, że musi chodzić dla Kim? Chyba tak.. Więc Kim to ty? - lekko uśmiechnął się do mnie.
- Tak, tak. To ja. - odpowiedziałam dumnie.
- Aaa, zapomniałem powiedzieć najważniejszego, wychodzi za 3 dni i będzie mógł chodzić. - lekarz puścił do mnie oczko i poszedł do pokoju.
Ja byłam taka szczęśliwa! Wbiegłam do sali, w której leżał mój Jack. 
- Kim! I co rozmawiałaś z lekarzem? - zapytał wystraszony.
- Tak, będzie mógł chodzić i za 3 dni wychodzisz! - zaczęłam go całować po szyi ze szczęścia.
Chłopak czule wbił się w moje usta.
- Czyli wózek już nie będzie potrzebny?
- No raczej, a co nie był wygodny? - zdziwiona zapytałam.
- Pff.. Nie dość, że mnie ograniczał, to jeszcze widziałem, jak ciężko ci było pchać ten wózek. W tym momencie złapał mnie za ręce i spojrzał na siniaki, od wózka. 
- To już nie ważne.. Teraz będzie wspaniale! Jesteś zdrowy i będziemy mogli spokojnie żyć. - pogłaskałam go po włosach. Brunet uśmiechał się cały czas do mnie.
- Kim, musisz już iść. Zaraz zacznie się impreza u Jerry-ego. Może poznasz kogoś interesującego - powiedział pod nosem, myśląc, że nie słyszałam.
- Nie wygłupiaj się Jack. 
- Kim, mamy 18 lat musimy w końcu zacząć się bawić. Ja tutaj i tak zaraz zasnę. Idź, powiedz, chłopakom, że wszystko dobrze, bo domyślam się, że pewnie zadzwoniłaś do nich podczas mojej operacji. - lekko uśmiechnął się do mnie. 
- Dobrze.. Ale wrócę do Ciebie zaraz po! - lekko musnęłam jego usta i zaczęłam zakładać kurtkę.
- Ej! Ale jeśli jakiś frajer Cię tknie, to będzie miał ze mną do czynienia! 
Puściłam oczko do ukochanego i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i za jakieś 10 minut byłam pod domem Martineza. Miałam złe przeczucie, coś mi mówiło, żeby jednak tam nie iść, ale.. zrobię to dla Jacka.
Na początku było całkiem przyjemnie bawiłam się w towarzystwie Miltona i Jerry-ego. Potem przyjaciele rozeszli się, a ja zostałam sama. Spławiałam każdego, który do mnie podszedł. Nagle w tłumie ludzi zauważyłam Davida z piwem w ręku. Zaczęliśmy rozmawiać. Przekonałam się, że jest całkiem miły i wgl. Wybaczyłam mu to, bo dzięki niemu jestem teraz z Jackiem i uratował mnie przed gwałtem. Po chwili poczułam jak odpływam nie kontrolowałam zupełnie tego co robiłam i mówiłam. Przez Jerry-ego ostro się napiłam. Obudziłam się w jakimś domu, obok mnie leżał David, który był nagi, tak samo jak ja. Na początku pomyślałam, że pewnie to jakiś kolejny głupi żart Latynosa, jednak potem wpadłam na inną myśl.. Przeszły mnie ciarki na ciele. Szybko postanowiłam się  ubrać, w moje ubrania, które leżały na krześle obok łóżka. Spojrzałam na zegarek i była 7:00. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie w talii. Zobaczyłam Davida.
- David, co ty robisz? - energicznie zdjęłam jego ręce z mojego ciała.
- No co.. Czyli ty nic nie pamiętasz? - odpowiedział, łapiąc się za głowę.
- Co? Czego? Czy my...? Czy ja się z Tobą..?
- Tak Kim przespałaś się ze mną.
W tym momencie moje życie straciło jakikolwiek sens. Z płaczem wybiegłam z tego domu i wsiadłam do samochodu. Nie wiedziałam co mam teraz ze sobą zrobić... Przecież kocham Jacka! Jak ja mogłam mu to zrobić, boże! Nagle zobaczyłam, że dostałam sms-a od Jacka. Napisał, że czuje się o wiele lepiej i zapytał o której do niego przyjadę. Włożyłam kluczyki i pojechałam w stronę szpitala. Musiałam mu to powiedzieć, nawet jeśli miałabym go stracić. Weszłam do sali i zobaczyłam Jacka czytającego jakieś pisemko.
- Kim, kochanie.. Musiałaś nieźle zabalować wczoraj, wyglądasz jak śmierć!
- Jack, nie zasłużyłam na Twoją miłość, na Ciebie nie zasłużyłam.. - mówiłam, roniąc łzy
- Kim?! Co ty w ogóle wygadujesz? - zapytał próbując wstać.
- Nie nie wstawaj. Nie wysilaj się... Przespałam się z Davidem! Jack, byłam kompletnie pijana nie kontrolowałam tego co robiłam.. W ogóle nic nie pamiętam, tylko to, że obudziłam się rano koło nagiego Davida. 
Jack, otworzył szeroko buzię i nie był w stanie nic powiedzieć.
- Jack ja nie zasługuję na Ciebię! Przepraszam, szkoda, że już Cię więcej nie zobaczę.. i wybiegłam.
Słyszałam tylko krzyki Jacka, żebym nie wychodziła.. Biegłam ciągle przed siebie.. Nie miałam ochoty już żyć. Pobiegłam w stronę mostu i miałam zamiar skoczyć - tak zabić się, po co mam żyć skoro nie mam już Jacka? Zauważyłam radiowóz policyjny, z którego wysiadł mój Jack.Biegł w moją stronę krzycząc:
- Kim! Kocham Cię, nie obchodzi mnie co w nocy robiłaś.. byłaś pijana! Nie wiedziałaś co się z Tobą dzieje! Wybaczam Ci proszę Kim, kocham Cię najbardziej na świecie. Jeśli skoczysz to ja też..
- Ohh, Jack na prawdę? Chłopak wyciągnął dłoń w moim kierunku. Już właśnie miałam wskoczyć mu w ramiona, gdy nagle poślizgnęłam się i spadłam prosto do lodowatej wody. 



Mam całkiem niezłą wenę, nawet na kilka następnych rozdziałów. Jutro jadę na cały dzień do Warszawy, więc nie dodam żadnego. Ten rozdział dedykuję: Patrici Holt i Patrycji Martin. <33 Dziękuję za komentowanie każdego rozdziału. (:

środa, 23 stycznia 2013








                                                                  Rozdział 9


         Weszłam do domu, zrobiłam sobie kakao, wykąpałam się i zasnęłam. Śnił mi się Jack, siedzieliśmy w dojo sami. Chłopak włączył moją ulubioną piosenkę i zaczęliśmy tańczyć. W pewnym momencie chciał mnie pocałować, a ja byłam taka szczęśliwa, że... Że się obudziłam. Wstałam o 7:30. Ubrałam się, pokręciłam lekko włosy, na usta nałożyłam wiśniowy balsam, a rzęsy lekko podkreśliłam tuszem. Zjadłam tosty i wyszłam z domu. Mimo wszystkiego, co się wczoraj wydarzyło miałam dobry humor. Nie myślałam o Jacku w ten sposób, że mnie zostawił, raczej w taki, że znowu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Postanowiłam do szkoły pojechać autobusem, żeby się nie spóźnić. Poszłam na sam koniec, autobusu. Kiedyś w 1 klasie siedzieliśmy tam całą paczką: Ja, Jack, Jerry, Milton i Eddie. No właśnie Eddie, ciekawe co u niego.. Usiadłam na miejscu i patrzyłam się w okno. Autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku i wszedł do niego Jerry. Jak tylko mnie zobaczył, pojawił się wielki uśmiech na jego twarzy.
- Nono, Kim nie sądziłem, że Cię spotkam. Myślałem, że zajmujesz się Jackiem.
- Jak widzisz myliłeś się. Nie chcę już więcej opuszczać dni w szkole, wiesz jak mi zależy na ocenach, a opuszczanie lekcji to nie najlepszy pomysł.. A z resztą Jack już nie potrzebuje mojej pomocy. Na twarzy przyjaciela pojawił się lekki uśmiech. Usiadł obok mnie i od razu wskazał mi palcem na ścianę autobusu. Zobacz nasze podpisy! - Oo hej tu jest data. To był dzień przed wakacjami.. Rzeczywiście Martinez miał rację. Z wielkim uśmiechem patrzyłam na te koślawe literki w naszych imionach. Gdy dojechaliśmy do szkoły, poszłam do szafki wyjąć książki od chemii. Lekcje mijały bardzo szybko.. Po szkole poszliśmy do dojo. Zobaczyłam Jacka siedzącego samego przy stoliku. Pokiwałam głową przyjaciołom, że zaraz do nich dołączę. Podeszłam do Jacka jakby nigdy nic nie było:
- Hej Jack! Co u Ciebie, jak noga? - spytałam siadając obok niego.
- Kim, już nie daje sobie rady z tą nogą. Ciężko mi schodzić po schodach, przebierać się i w ogóle. Ale lepiej powiedz co u Ciebie, byłaś w szkole?
- Taa.. Byłam, chcesz lekcje? - zaproponowałam wyciągając książki z mojej torebki.
- Nie dzięki.. Wiesz, dobrze, że przyszłaś. Chciałem Cię przeprosić.. Zrobiłem większą krzywdę zostawiając Cię samą.. Myślałem, że wtedy będziesz bezpieczniejsza i w ogóle lepiej będzie.
- Jack.. ja nie umiem bez Ciebie żyć. Czuję się taka pusta.. Staram się jak mogę, jak najmniej o tym myśleć. Czyli co, będziesz dzisiaj wieczorem u mnie?
Chłopak zaczął się śmiać. - Jasne, Kim. Niby jesteś taka ostra, ale boisz się sama zostać w domu. Chciałam się bronić, ale Jack położył mi palec na ustach.. - Kim cii... spokojnie nikomu nie powiem. Poszliśmy razem do dojo trzymając się za ręce. Wszyscy to zauważyli i widać było jak się cieszą z naszego szczęścia. Po sparingu, szybko się przebrałam i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Jack ciągle mnie komplementował a mi było wtedy tak miło.. Miałam wrażenie, że jestem najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Nawet nie myślałam o tym jak ciężko było mi pchać ten wózek..Szukałam kluczy w kieszeniach moich spodenek, gdy już je znalazłam, odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy Jack jest za mną. Chłopak mocno się wtulił we mnie i powiedział: Nie martw się, nigdzie nie mam zamiaru iść, już nigdy więcej. Poczułam przyjemne ciepło na moim ciele. Otworzyłam drzwi i wepchałam jego wózek do środka.
- Dobra, Kim idź się wykąp, a ja przygotuje nam kolację. Gdy chciałam się go zapytać on od razu wyskoczył: I tak dam sobie radę. Uśmiechnęłam się do niego i w podskokach poszłam się wykąpać. Gdy zeszłam na dół zauważyłam spaghetti na dwóch talerzach a między nimi świece.
- Proszę bardzo, nakryto do stołu. - powiedział kłaniając się przede mną jak przed księżniczką.
- Ależ dziękuję. - również się ukłoniłam. Chłopak chciał odsunąć mi krzesło, ale wiedziałam, że musiałby się dużo wysilić, więc postanowiłam sama sobie poradzić.
- Kim, nie musisz robić ze mnie sieroty. Dałbym radę.
- No pewnie misiaczku, że dałbyś radę.
- A co byś, zrobiła gdybym już nigdy nie mógł chodzić?
- Nic. Po prostu dalej co robię.
- Czyli?
- Była przy Tobie, dbała o Ciebie, a przede wszystkim kochała..
Jack aż się zarumienił z wrażenia. Podjechał na wózku w moją stronę i wbił się w moje usta. Powiedział, że ma dla mnie niespodziankę na górze. Chciałam pójść po nią, ale uparł się, że sam sobie poradzi. Nagle usłyszałam huk. Szybko podbiegłam w stronę schodów i zauważyłam..



Możecie się domyślić co zauważyła Kim :) Dziękuję, za wszystkie komentarze laseczki :* Myślę, że następny pojawi się dopiero jutro chyba :>








                                                                Rozdział 8


        Byliśmy już przy wyjściu gdy nagle zauważyliśmy, że nigdzie nie ma Davida.
- Pewnie, został z Frankiem, pobiegnę po niego zaczekaj. Ale nigdzie się nie ruszaj - powiedział Jack i od razu pobiegł.. Ja jednak zlekceważyłam jego rozkaz i ruszyłam w tą samą stronę.  Schowałam się za dużym pudłem i z ukrycia obserwowałam całą sytuację. W każdej chwili byłam gotowa, żeby wbiec i pomóc chłopakom. Widziałam jak Frank z kolegą wymierzają ciosy w Davida i Jacka. Moje serce o mało co nie pękło, jak widziałam jaki to ból im sprawia.. Jednak coś mnie powstrzymywało, aby zostać.. W pewnym momencie miałam wrażenie, że gips Jacka zaraz pęknie na milion kawałków.. Zeskoczyłam ze schodów i zaczęłam mocno kopać wspólnika Franka. Po chwili leżał skulony na podłodze. Postanowiłam pomóc Jackowi w pokonaniu naszego wroga z "Czarnych Smoków", ponieważ David już nie miał zupełnie sił. Jack podniósł mnie i obrócił, a ja w tym momencie wymierzyłam cios w stronę Franka. On zaś był tak zaskoczony naszym wyczynem, że nie zdołał go uniknąć. Od razu upadł. Podnieśliśmy Davida i szybko we trójkę wybiegliśmy z fabryki. Chłopak odwiózł nas do mojego domu. Już wyciągałam klucze, gdy nagle Jack złapał mnie w talii:
- Ej, Kim.. - powiedział z wielkim smutkiem.
- Co jest? Coś Cię boli? - pogłaskałam go czule po włosach.
W moich słowach było tyle czułości i miłości, co sprawiło, że miał łzy w oczach. Od razu bardzo się przeraziłam.
- Nie możemy, być razem.. Sama widzisz co by się stało przez Franka, a to tylko dlatego, że się dowiedział o Nas. Skąd wiesz, że nie zdarzy się podobna sytuacja? Nie to, że się boję o siebie, ale o Ciebie. Wiem co Ci zrobił ten kolega Franka, David mi powiedział. - w tym momencie po jego policzku spłynęła łza. Mocno się do mnie przytulił i wyszeptał - Przepraszam, kocham Cię. Pocałował mnie lekko w czoło i poszedł kuląc na jedną nogę. Nie mogłam patrzeć na ten widok. Podbiegłam do niego i mocno wbiłam się w jego usta. Chłopak tylko się uśmiechnął i odwzajemnił pocałunek z podwójną siłą. I dopowiedział - Idź już, bo się przeziębisz.. Był coraz dalej ode mnie.. Przez  moje ciało przeszedł nieprzyjemny chłód. Ogarnęła mnie całkowita pustka. Łzy leciały mi bezgranicznie. Nagle usłyszałam, że ktoś się do mnie zbliża. Odwróciłam się i ujrzałam Miltona.
- Ooo Kim! - podbiegł do mnie i przytulił. - Co się stało? Wiedziałam, że Milton jest świetnym przyjacielem, ale nie chciałam opowiadać mu o tej całej sytuacji wstydziłam się.. Zawsze byłam grzeczna, nigdy nie opuściłam żadnego dnia w szkole.. Moi rodzice dbali o mnie.. Teraz i ich również mi brakowało..
- A Milton - powiedziałam ocierając łzy. - Szkoda gadać.. po prostu tęsknię za rodzicami.. Ale proszę Cię nie mów nikomu, bo mnie pewnie wyśmieją w szkole.. 
Chłopiec zaczął się śmiać. - Jasne Kim, wiesz przeraziłem się, bo w szkole Cię dzisiaj nie było i przyniosłem Ci lekcje. Zaprosiłam go do mojego domu, razem odrobiliśmy lekcje przy truskawkowej herbacie. Koło 18:00 musiał wyjść, bo był umówiony z Julią. Miałam zamiar zadzwonić do mojego taty.
- Hej Kim! Kochanie kupiliśmy Ci z mamą tyle ubrań, że znowu będziemy musieli Ci kupić nową szafę. - zaczął się śmiać. - Co u Ciebie?
- Jakoś leci, ale dzisiaj nie byłam w szkole. Jack miał wypadek i musi jeździć na wózku i musiałam się nim zająć. - w tym momencie moje źrenice się powiększyły i spojrzałam w stronę wózka.
- Oj, przekaż mu moje wyrazy współczucia, a jutro idziesz do szkoły?
- Tak, tak. Milton przyniósł mi lekcje. Przepraszam tato, ale muszę kończyć. Pa trzymajcie się.

- No na razie! Kim pamiętaj kochamy Cię.
Założyłam kurtkę i razem w wózkiem ruszyłam w stronę domu Jacka. Zauważyłam, że siedzi na werandzie i patrzy się w niebo.
Tym czasem u Jacka:
Ach, jakie piękne niebo.. Ciekawe, co robi Kim.. Tak strasznie chciałbym ją teraz zobaczyć..  Nagle usłyszałem skrzypienie kół zupełnie jak w moim wózku. Zobaczyłem piękną blondynkę pchającą właśnie mój wózek.
- Kim! - zerwałem się. - Co ty tu robisz, zobacz jak już ciemno i w ogóle. Musisz na siebie uważać. - powiedziałem bez żadnych emocji, starając się aby Kim nie widziała jak wiele mnie to wszystko kosztowało.
Tym czasem u Kim:
- Nie musisz się o mnie martwić Jack. Nawet jak mi się coś stanie.. To nic poradzę sobie. - lekko uśmiechnęłam się, ale oczy miałam szkliste. - Przyniosłam Ci wózek, będzie Ci łatwiej.

- Dzięki. 
- A są twoi rodzice?
- Moja mama jest pielęgniarką i ma nocną zmianę, a ojciec jest marynarzem i prawie w ogóle nie ma go w domu. A kiedy twoi wracają?
- Nie wiem.. za jakiś czas.
- Nie boisz się sama siedzieć? 
- hm.. masz rację może zadzwonię do kogoś, albo sama dam radę jakoś zasnąć. Dzięki za troskę - powiedziałam z ironią. - Zostawiam Ci tu wózek, dobra to ja idę cześć! - odwróciłam się i szłam przed siebie. Wciąż miałam tą głupią nadzieję, że Jack mnie złapie od tyłu i pocałuje.



Dzisiaj wieczorem dodam jeszcze jeden. Nie martwcie się Jack i Kim będą jeszcze razem. Miłego dnia (:

wtorek, 22 stycznia 2013








                                                            Rozdział 7


             ... energicznie odwróciłam się i zobaczyłam Franka. Był on jednym z ' Czarnych Smoków '. Wymierzałam wiele ciosów w jego kierunku, gdy już w końcu kopnęłam go z całej siły w brzuch i miałam zamiar uciec, złapało mnie jego dwóch kolegów. Próbowałam się za wszelką cenę wyrwać, ale byli oni zbyt silni..
- Nono! Kim, chyba nie myślałaś, że przyjdę bez obstawy?
W tym momencie splunęłam mu na twarz.
- Hej, kotku spokojnie. - odpowiedział wycierając moją ślinę z jego twarzy.
- Czego ode mnie chcesz?
Na twarzy Franka pojawił się szyderczy uśmiech. - Ooo, jak miło, że o to pytasz! No, więc słyszałem, że jesteś teraz z Jackiem.. A to ja miałem być z Tobą, aż do śmierci.. Planowałem się z Tobą ożenić mieć dzieci.. A więc postanowiłem porwać Cię ze sobą do Kalifornii. Tam ten twój Jack nas nie znajdzie i moje plany się spełnią..
- Pff, chyba śnisz! I tak od Ciebie ucieknę.. Jesteś ohydny, brzydzę się Ciebie.. Nigdy nie będziemy parą, a już szczególnie małżeństwem!
- W takim razie, moi chłopcy zniszczą Jacka. Słyszałem, że nie może przez jakiś czas chodzić.. Jak dla mnie idealnie. Zupełnie nie będzie miał szans z Nami.
- Nienie! Dobrze, pojadę z Tobą, ale Jacka zostaw w spokoju.
- Oo moja kochana Kimi, zawsze o każdego bardziej dba niż o siebie. Musiałaś go strasznie kochać..
- Kochać? Ja go dalej kocham! I nigdy nie przestanę! 
- Wiesz, Ty może nie, ale on znajdzie sobie inną. Przecież wiesz jaki z niego podrywacz to bez sensu, żebyś z Nim była.
Tym czasem u Jacka:
Obudziłem się ok. 9:00. O moja ślicznotka jest pewnie już w szkole. Wstałem ubrałem się, zjadłem śniadanie i zacząłem oglądać jakiś film. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Usiadłem na wózek i otworzyłem drzwi. Nie mogłem uwierzyć kogo tam zobaczyłem..
- David?! A co ty tu robisz?
- Oo hej, Jack słuchaj jest Kim w domu jeszcze?
- Nie, nie ma.. wyszła rano.
- O nie nie! To niemożliwe! Nie..
- Ej co się stało?
- Słuchaj, Frank chce ją zabrać do Kalifornii ze sobą.. Żeby się z nią ożenić i w ogóle. On jest psychiczny! Musimy szybko ją ratować! Pojechaliśmy  samochodem do szkoły, żeby sprawdzić, czy Kim jest. Niestety nie było jej. Pojechaliśmy na lotnisko. Liczyłem że zdążymy przed wylotem. Nie mogłem wyobrazić sobie życia bez mojej Kim.. Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłem Franka stojącego w kolejce do odprawy. Niestety nigdzie nie było mojej Kim. Postanowiłem poczekać, miałem przeczucie, że jest gdzieś blisko. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu.. Byłem pewny, że to była moja Kim.. Okazało się, że to był Frank i jego "przyjaciele".. Momentalnie straciłem przytomność. Obudziłem się w jakiejś fabryce. Słyszałem, jak ktoś się do mnie zbliża.
- Słuchaj pokrako! - krzyknął Frank. - W tym worku, mam Twoją Kim, jeśli będziesz odpowiadał zgodnie z prawdą, otworzę go, aby mogła oddychać.
- Otwórz błagam! Ona nie może oddychać.. Powiem Ci co tylko chcesz..
- Dobrze.. A więc, skąd wiedziałeś o moim planie?
- Aa, sam jakoś wpadłem na ten pomysł.. - zacząłem kłamać.
- Ha! Albo powiesz mi kto to zrobił, albo ona zginie!
- Daj spokój przecież ją kochasz.. Za kilka minut stracisz ją.. 

- O rany Jack masz rację! - otworzył worek. Wypadło z niego kilka kg ziemniaków. - Żartowałem, Kim jest zamknięta w innym pomieszczeniu.
- Nie daruję Ci tego Frank! - krzyczałem.
Tym czasem u Kim:
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu.. Nagle ujrzałam jakąś postać zbliżającą się do mnie.. Był to jeden z kolegów Franka.. Nie wiedziałam czego on ode mnie chce. Zaczął mnie całować i obmacywać. Schodził coraz niżej, a ja miałam coraz więcej łez.. Nagle trzasnęły drzwi. Stał w nich David! Jak zobaczył co się dzieje rzucił tym chłopakiem o ścianę. Szybko rozwiązał mnie i wybiegliśmy z tego pomieszczenia. Ta fabryka była jak labirynt.. Milion drzwi, milion okien.. Na szczęście usłyszeliśmy wrzaski Franka i udało nam się trafić do pokoju, gdzie był mój Jack. David rzucił się z pięściami na Franka, a ja szybko pobiegłam ratować mojego kochanego.
- Kim! Jesteś cała? Jak dobrze, że jesteś. - mówił
- Jack, nawet nie wiesz co ja przeszłam.. - odpowiedziałam rozwiązując węzły.
- Szybko uciekajmy!
Byliśmy już przy wyjściu gdy nagle...




Ciąg dalszy nastąpi :D Mam nadzieję, że się podoba! Jutro postaram się dodać kolejny (: Miłego wieczoru!